W zamierzchłych latach 80-tych, będąc nastolatkiem, marzyłem o własnym komputerze - takim domowym jak Commodore C64 czy chociażby ZX Spectrum. Jednak jego kupno pozostawało poza możliwościami finansowymi moich rodziców. Pozostawało mi zatem korzystanie z ubogo wyposażonej szkolnej pracowni lub uprzejmości lepiej sytuowanych kolegów. Nie znajdowałem jednak z nimi wspólnego języka, gdyż ich interesowały niemal wyłącznie gry, podczas gdy mnie wcale. Fascynowało mnie za to programowanie, z konieczności we wbudowanym w te "zabawki" języku BASIC.
W latach 90-tych, gdy rozpocząłem studia na AGH (Akademii Górniczo-Hutniczej) w Krakowie, zetknąłem się po raz pierwszy z komputerami osobistymi klasy IBM PC/XT. Poznałem wtedy dość biegle język programowania Pascal w dialekcie Turbo (później również jego następcę Borland Delphi i inne języki programowania). Chęć obcowania z komputerem była wtedy nieraz okupiona oczekiwaniem aż zwolni się jakaś maszyna w uczelnianej pracowni. W 1994 roku zakupiłem swój pierwszy własny komputer 386DX 40MHz z 4MB RAM, za niebagatelną wówczas kwotę 27 mln złotych (po denominacji i uwzględnieniu inflacji byłoby to dziś pewnie ponad 8 tys. PLN).
W owych czasach poznałem całą masę oprogramowania. Nikt się wtedy też nie zastanawiał nad terminem wolne oprogramowanie. Programy czy raczej ich pirackie kopie były powszechnie kopiowane i używane jakby były wolne. Dyskietki, a później płyty instalacyjne płyty CD-ROM swobodnie kopiowano, a programy instalowano bez zaprzątania sobie głowy prawami autorskimi. Już sam sprzęt był tak horrendalnie drogi i tak szybko się dewaluował, że nikt nawet nie myślał o kupnie oprogramowania. Na taki luksus mogły sobie pozwolić wyłącznie firmy. Ale też ten proceder odbywał się (i nadal odbywa - chociaż przy znacznie mniejszej skali) przy "cichej akceptacji" softwarowych gigantów, którzy wiedzieli że aktualni nielegalni użytkownicy to będą kiedyś ich najwierniejsi klienci.
Lata 90-te to okres burzliwego rozwoju informatyki w naszym kraju, a także odmieniającego oblicze świata Internetu. Właśnie z branżą informatyczną związałem swoją zawodową przyszłość. Z czasem zauważyłem w pracy taką zależność: mimo iż oprogramowanie realizowało wciąż tę samą podstawową funkcję a komputery były coraz szybsze i potężniejsze to wcale nie działały one znacząco szybciej. Za to rozrastał się kod źródłowy, kompilacja trwała znacznie dłużej a w jej wyniku powstaje znacznie większy program wynikowy. Trochę sfrustrowany tym stanem rzeczy rozpocząłem poszukiwanie prostoty i alternatywy aby chociaż poza pracą poczuć tę atmosferę sprzed lat.
Już w połowie lat 90-tych zetknąłem się bliżej z innymi systemami operacyjnymi jak Unix na stacji roboczej firmy Sun, czy jeszcze stosunkowo ubogim systemem opartym o jądro Linuksa. Do Linuksa powracałem później kilkukrotnie - do Red Hat’a w roku 2001, do Ubuntu kilka lat później i w końcu do Debiana teraz. Tym razem jednak ten system daje mi wszystko co potrzebuję - postanowiłem pozostać z nim na dłużej...
W latach 90-tych, gdy rozpocząłem studia na AGH (Akademii Górniczo-Hutniczej) w Krakowie, zetknąłem się po raz pierwszy z komputerami osobistymi klasy IBM PC/XT. Poznałem wtedy dość biegle język programowania Pascal w dialekcie Turbo (później również jego następcę Borland Delphi i inne języki programowania). Chęć obcowania z komputerem była wtedy nieraz okupiona oczekiwaniem aż zwolni się jakaś maszyna w uczelnianej pracowni. W 1994 roku zakupiłem swój pierwszy własny komputer 386DX 40MHz z 4MB RAM, za niebagatelną wówczas kwotę 27 mln złotych (po denominacji i uwzględnieniu inflacji byłoby to dziś pewnie ponad 8 tys. PLN).
![]() |
Budynek D-5 AGH - nazywany "Czekoladką" Siedziba Katedry Mechaniki i Wibroakustyki, (i mojej specjalności "Mechanika Komputerowa") |
W owych czasach poznałem całą masę oprogramowania. Nikt się wtedy też nie zastanawiał nad terminem wolne oprogramowanie. Programy czy raczej ich pirackie kopie były powszechnie kopiowane i używane jakby były wolne. Dyskietki, a później płyty instalacyjne płyty CD-ROM swobodnie kopiowano, a programy instalowano bez zaprzątania sobie głowy prawami autorskimi. Już sam sprzęt był tak horrendalnie drogi i tak szybko się dewaluował, że nikt nawet nie myślał o kupnie oprogramowania. Na taki luksus mogły sobie pozwolić wyłącznie firmy. Ale też ten proceder odbywał się (i nadal odbywa - chociaż przy znacznie mniejszej skali) przy "cichej akceptacji" softwarowych gigantów, którzy wiedzieli że aktualni nielegalni użytkownicy to będą kiedyś ich najwierniejsi klienci.
Lata 90-te to okres burzliwego rozwoju informatyki w naszym kraju, a także odmieniającego oblicze świata Internetu. Właśnie z branżą informatyczną związałem swoją zawodową przyszłość. Z czasem zauważyłem w pracy taką zależność: mimo iż oprogramowanie realizowało wciąż tę samą podstawową funkcję a komputery były coraz szybsze i potężniejsze to wcale nie działały one znacząco szybciej. Za to rozrastał się kod źródłowy, kompilacja trwała znacznie dłużej a w jej wyniku powstaje znacznie większy program wynikowy. Trochę sfrustrowany tym stanem rzeczy rozpocząłem poszukiwanie prostoty i alternatywy aby chociaż poza pracą poczuć tę atmosferę sprzed lat.
Już w połowie lat 90-tych zetknąłem się bliżej z innymi systemami operacyjnymi jak Unix na stacji roboczej firmy Sun, czy jeszcze stosunkowo ubogim systemem opartym o jądro Linuksa. Do Linuksa powracałem później kilkukrotnie - do Red Hat’a w roku 2001, do Ubuntu kilka lat później i w końcu do Debiana teraz. Tym razem jednak ten system daje mi wszystko co potrzebuję - postanowiłem pozostać z nim na dłużej...
zobacz też: Mój profil w portalu Blogger
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz